• baner2.png
  • baner4.png
  • baner1.png
  • baner3.png
No articles are found!
Dzisiaj54
Wczoraj308
W tym tygodniu1049
W tym miesiącu3790
Razem:435776

Odwiedza nas 4 gości oraz 0 użytkowników.

Muzyka u Słowa, czyli dwa jubileusze.

14 i 15 października Muzyka pokłoniła się Słowu Drukowanemu, Dźwięki uczciły świat Liter i Druku.

15, 25 i 50 to magiczne liczby owego weekendu.

 

 

Piątek, 25/50

 

Próba. Już po trzech utworach akustycy zganiają zespół Ali ze sceny:

- Brzmicie fantastycznie! Więcej wam nie trzeba – uśmiech załatwia sprawę.

Przed sceną i miejscem, gdzie zwykle taniec króluje widzę znane twarze muzyków z UK.

Kiwają głowami. Sam kiwam. Takiego nagłośnienia dawno Koalicja nie miała. Zabrzmieli na próbie lepiej niż na niejednym koncercie.

Rozumiem podziw Anglików.

Godzina 2000, w klubie o znamiennej nazwie, Show, jest coraz ciaśniej.

Jubilat, obchodzący smakowite 50-lecie bytności na planecie Ziemia, przyjmuje gości w westybulu. Odbiera prezenty. Obdarowujemy i my znamienitego gospodarza.

Czym? A to już słodka tajemnica.

Schodami w górę. Czuję się, jakby za moment buchnąć miały dźwięki techno.

Wystrój nastraja...

Pozory to zwyczajne. Obok przemyka Marek Borowski. Dostrzegam inne osobistości znane skądinąd.

Wyszynk zapewnia drinki i inne, grzeczniejsze napoje. Rojno tam.

Wielce Nam Miły, Jacek Kuśmierczyk, prezes firmy Grafikus, zapowiada kolejność wykonawców i wyjaśnia powody tego pięknego spotkania.

To już 25 lat, odkąd Grafikus istnieje na rynku.

Na scenie instaluje się Antidote, prosto z Anglii. Kawał zamaszystego rocka, acz przyznam, iż na „jutubie” byli bardziej przekonywujący.

Większość par spod sceny ma chyba takie samo zdanie i odpływa w kierunku lady ze szklanicami.

Stoję z drinkóweczką w jednej ręce, z aparatem fotograficznym w drugiej, kiedy zaczyna się poruszenie u Koalicjantów. Zmykają na podium.

Piętnaście minut. Parę czadowych numerów i na sali jakby tłoczniej. Falowanie i podrygi, pląsy i podskoki.

Uśmiecham się do swoich myśli.

Poczułem się, jak przed erupcją wulkanu.

Alicja zeszła ze sceny otoczona dźwiękiem braw.

Należało się.

UK Legends, biją brawo i montują się na scenie.

Gwar i brzęk szkła, wesołość i sarmacki humor brylują.

Stevie Hutch z The Animals, Graham Hunter, gitarzysta z Thin Lizzy, Bernie Lowery (Sounds of Smokie), Martin Bland (Joe Cocker, Thin Lizzy, The Animals) i Paul Elliot, perkusista sesyjny rozpoczynają swój występ.

Wracamy pamięcią do czasu, kiedy muzyka była Muzyką.

Jest i rockowo i bluesowo i popowo. Pod proscenium się kotłuje. Szpilki nie wsadzisz.

Czegóż nie mogą dokonać wspomnienia?!

Idziemy coś zjeść. Przełykam gorącą kawę i wdziera mi się w uszy „The House of the Rising Sun”.

Wracamy na stanowiska. Tłum nie odpuszcza, trzeba będzie sprostać wyzwaniu. Alicja staje do boju, zapowiedziana finezyjnie przez Krisa Majkowskiego, organizatora festiwalu mrągowskiego i Gospodarza przyjęcia, Pana Jacka; i wypuszcza swe hordy na pole bitwy.

Kocioł i finezja, grom z jasnego nieba.

Brzmienie uskrzydla, przetacza się nad bezbronnymi uszami, nie pozostawia obojętnym.

Parkiet znów się zapełnia.

I tak to trwa do białego rana. Jest radośnie i żywiołowo; nikt nie chce iść do domu.

Staję z Panem Majkowskim u balustrady, przepijamy do siebie i dyskutujemy o polskim country.

Padają znamienne słowa (autoryzowane):

„Ala zaśpiewała nieziemsko, zagrali znakomicie. Widać, że odświeżony skład daje czadu. Repertuar też ciekawy. Może nie tylko mainstreamowy, ale trzeba eksperymentować, bo inaczej się nie sprzedamy.”

Usta wyginają mi się w półksiężyc, półksiężyc aprobaty. Dziękuję Panu Krzysztofowi.

Country obroniło się dziś, pośród pół setki niepospolitych ludzi, w starciu z legendami muzyki i z młodzieńczą werwą Antidote wypadło przygniatająco dobrze.

Z niecierpliwością czekam bankietu, na sali pełnej...

 

Sobota, 15/12...6

Piętnastolecie Polskiego Bractwa Kawalerów Gutenberga, którego Kanclerzem jest nasz wspaniały Gospodarz, Pan Jacek, dwunasta edycja charytatywnego Balu Słowa Polskiego, to wystarczająca okazja, by podjąć gości tak przepysznie, jako dawniej czynili Sarmaci w Rzplitej...

Dzień po dniu, smakowicie i ucztująco, muzycznie wyśmienicie.

W Sali Balowej hotelu Westin stoją stoły, a przy nich siedzą znakomici goście, popijają wino i zajadają smakołyki obce gardłom pospolitego człeka, a mimo to, atmosfera jest luźna, miła i serdeczna. Żadnego udawania.

Oficjalne powitanie, gra Tomasz Pawłowski z Filharmonii Narodowej.

Pani Zofia Czernicka i Jacek Kuśmierczyk prowadzą nas przez program imprezy, z klasą wielką. Odwykłem od tego...

Rozpoczęcie, zaiste, uroczyste.

Przed szacowną i szanowaną publiką zjawia się Antidote.

Po czym słońce znad kubańskich plaż zaczyna niemiłosiernie prażyć.

Rei Ceballo & Calle Sol wijąc się wężowo, tańcząc zmysłowo, muzykując rytmicznie i transowo, powodują, iż:

...pusty do tej pory parkiet zapełnia się za sprawą pląsającej Alicji i jej koleżanki. Widać, kto ma ów rytm i żar we krwi.

Nie da się być niewrażliwym na owe podrygi, na niewieście wdzięki. Śmiało wpadam na deski przed sceną. A za mną mrowie ludzi. Brak tylko piasku z tamtych stron pod stopami.

Pamiątkowa fotka.

No i doczekaliśmy się! „Do boju Polskooo, do boju Polskooo!” .

Oczywistym łgarstwem by było, gdyby jeno ową pieśń wspomnieć, ale wierzajcie, publiczność dziwnie ożywiona była wonczas...

I nastąpiła aukcja. Rzecz nieodzowna na charytatywnym przedsięwzięciu.

Powagę sytuacji rozładowała... muzyka poważna, choć owa w wykonaniu Damy (o czym za chwilę), Alicji Węgorzewskiej zwana poważną raczej nie powinna być.

Z takim zakręceniem, uśmiechem i, jak to młodzież mawia, wypasem zaśpiewane arie nie wydają się, takimi, jakimi się je zowie.

„Time to say goodbye” zerwało mi czapkę z głowy.

Dama Bractwa Kawalerów Gutenberga, oto, jaki tytuł spoczął na barkach naszej Divy, a kiedy to ogłaszano, Pan Jacek zręcznie wywijał szabelką nad lokami Pani Alicji.

Jest szabla, są i smoki, a raczej dinozaury. Nieśmiertelne Smokie and company znów pokazali klasę i warsztat niepospolity.

Nad lokami naszej Alicji już nikt szabelką nie wymachiwał, za to Ona mieczem swego wokalu rozłożyła towarzystwo, nie tylko Gutenberga, na łopatki, aż miło było patrzeć.

Takich tańców moje oko nie oglądało o tej porze jeszcze nigdy, takiej werwy, jaką wzbudziła Koalicja nie widziałem, nie widziałem takiej energii, która rozlewała się aż do białego rana strumieniami whiskey, wina i szampana. Nie byłem nigdy świadkiem tego, aby zespół tak ożywił bawiących się i zmusił ich do... większej konsumpcji, ku utrapieniu szefa kuchni, Pana Janusza Korzyńskiego (któremu dank wielki za pyszności na stołach!).

W promieniach wstającego słońca żegnaliśmy Warszawę, która, co tu mówić, da się lubić...

Muzyka Ali i Koalicji obroni się i w stodole, jak wiedzieliśmy, i na salonach, jak już wiemy teraz... (a sześcioro ich tylko...).

Muzyka u Słowa, czyli dwa jubileusze.


Ala Boncol i Koalicja projekt i wykonanie: